powodz..
w kazym badz razie wracam sobie wczoraj poznym wieczorkiem jak Bog przykazal do domu z pracy, mysle intensywnie o zimnym piwie ktore stacjonuje w lodowce w oczekiwaniu na moje pragnienie i jakiejs kolacji (konkretnie wedzonym pstragu) gdy przed drzwiami slysze mily memu uchu szum.
taki sam jaki wydaje wlaczony prysznic. radosnie otwieram wobec tego drzwi a tu chlup...
w miejscu gdzie byla moja kuchnia i lazienka mam staw na ktorym mozna puszczac kaczuszki. ano ktos (nikt sie nie przyznaje) sprawdzal czy moze nie wlaczono wody. a sprawdzal w ten sposob ze odkrecil wajche prysznica i pozostawil ja w pozycji: otwarte . a gdy wlaczyli wode...
fajnie nie???
reszte wieczoru spedzilem na kolanach ze szmata w dloni i wiadrem u boku. wnioski? ostatnie piec dni marzylem zeby miec z powrotem wode. duzo wody. no i dostalem czego chcialem;-))))))))))
uwazajcie wiec czego sobie zyczycie bo moze sie sprawdzic..
ps. pstraga zjadlem byl niezly